Czemu się nie uczę?
Bo uważam to za farsę, masa wkuwania
na pamięć nic nie znaczących, zmieniających rzeczy, informacji,
ta "nauka" ma nam dać świetlaną przyszłość... ta...
tak powinno być, tak jest urządzony ten świat, kto najlepiej się
do niego dopasuje, najlepiej wstrzeli się w jego wymogi, będzie
przezeń wynagrodzony, nagrodą będą dobre studia, gdzie wciąż
będzie powielać modele zachowań z lat dziecinnych, ciągłe
wkuwanie na pamięć, przymilanie się osobom na około, ciągła
zabawy aby ugrać jak najwięcej w oczach ludzi dookoła robiąc jak
najmniej, za dalsze wspaniałe powielanie durnego systemu zostanie
obdarowany pracą... a przynajmniej powinien. Praca ta powinna dać
mu pieniądze na rozruch, stabilizację finansową aby móc zacząć
model pożyczkowy, życie na kredyt, ma stałą (w teorii) pracę,
dostaje kredyt, kupuje dom, mieszkanie, i jako że spłaca kredyt
zaciąga następne aby móc rozwijać swój majątek, swoją sytuację
materialna, za wciąż zarabiane pieniądze spłaca te wszystkie
kredyty, a kiedy jest blisko coś się psuje, aby nie było luki w
tak pięknie wyglądającym obrazie zaciąga nowy kredyt, aby dziurę
tę załatać, podbierając jednocześnie cegły z fundamentów aby
załatać ścianę działową. Tak to powinno wyglądać, jednak
jesteśmy prawdopodobnie u szczytu, zaraz cała ta zabawa się
zepsuje, krzywa nie wytrzyma pod własnym ciężarem i wszystko
poleci w dół, zamiast się wzbogacać przyjdzie czas spłacania,
gdzie zamiast gromadzić dobra będziemy je powoli a systematycznie
tracić aby spłacić wszelkie długi, swoje i nie swoje. Tego od
nas wymaga społeczeństwo, abyśmy się dopasowali, abyśmy się
przyłączyli, bo kto nie z nami ten przeciwko, jak nie kraczesz jak
reszta to jesteś dziwny, podejrzany, coś z tobą nie tak, jeśli nie
chcesz "uczciwego" sposobu na życie znaczy że chcesz
kraść, jesteś niegodziwcem, alboś głupi. Jak do tej pory niemal
każde z poprzednich pokoleń, które jesteśmy w stanie sięgnąć
naszą pamięcią, żyło lepiej od swoich rodziców, a ci z kolei od
swoich i tak dalej. Wszystko to było na kredyt, napędzane,
nakręcane takim myśleniem iż dziecko powinno mieć więcej niż
rodzice, znaczy że jest dobrym dzieckiem, a rodzice dobrymi
rodzicami... a wszystko to na kredyt... Punkt w którym człowiek
mógł uczciwie zarobić wykonując pracę i otrzymujący tyle ile ta
praca była warta dawno minęły, aktualnie wszystko jest na kredyt,
zabawna sprawa, jak wspinanie się po słupie, każdy startuje od
zera, a jego zadaniem jest wspiąć się wyżej niż poprzednik, niż
rodziciel, jak miejsce gdzie każdy sprawiedliwie, o własnych siłach
mógł się wspiąć, dawno za nami, aby umożliwić przekroczenie
tego punktu potrzebna była pomoc, kredyt, to nawet jego siła nie
jest nieskończona, w końcu siła kredytu przerasta naszą siłę,
ciężar u szczytu jest zbyt duży, całość się łamie, a my
lecimy w dół, przez co nasi następcy, którzy wciąż muszą wspiąć
się ponad nas, nie mają trudnego zadania, gdyż stoimy nadzy na
ziemi, lecz cały czas nęcąc ich marchewką na kiju, gdzieś w
chmurach zachęcamy aby dokonali tego co nam się nie udało,
oczywiście nie jest to dla nich możliwe, więc którzyś z kolei z
ich następców przekracza ów magiczny punkt własnych możliwości,
napędzany wizją dawnego dobrobytu, utopii, i zaczyna nakręcać
siebie i innych, całą tę zabawę aby znów wszystko mogło
zadziałać.
Stoimy na granicy tego punku, po którym wszystko się wali, ludzie za nami nas poganiają, wręcz szturchają kijami abyśmy ruszyli dalej, więc większość idzie, może nawet jestem w śród nich.
Stoimy na granicy tego punku, po którym wszystko się wali, ludzie za nami nas poganiają, wręcz szturchają kijami abyśmy ruszyli dalej, więc większość idzie, może nawet jestem w śród nich.