5 cze 2017

Bardzo, ale to bardzo emocjonalny post.

Więc dziś uderzyło mnie jak wiele spraw, problemów które mnie dotknęło jest powszechnych, jak często rzeczy takie się zdarzają. Od kumpla który zwiedziony poczuciem bezpieczeństwa otworzył się przed dziewczyną i został mocno zraniony, przez to że czuje się on porzucony, samotny, nie zrozumiany, taki bezsilny (notabene w sposób w jaki ja sam czuję się na co dzień, wiele się od swojego kumpla nie różnie, mimo iż wydaje mi się że jestem taki silny, niezależny, iż myślę że sam jestem sobie poradzić z własnymi problemami, jak bardzo to wszystko jest wierutnym kłamstwem.); kończąc na moim własnym bracie który jest w sytuacji w której byłem ja, a zdaje mi się sytuacja ta identyczna do mojej, kropka w kropkę.
I mimo iż bardzo współczuję swojemu bratu, i jak bardzo nie chciałbym mu pomóc, tak po prostu nie mogę na niego patrzeć bo przywołuje to moje dawne wspomnienia, wspomnienia sprzed ok 8 lat. Są one dla mnie na tyle dotkliwe i uciążliwe iż nie jestem wstanie patrzeć na własnego brata, któremu współczuję, któremu chciałbym pomóc, ale czuję taką niechęć i niemoc, brak sił, i którego traktuję tak jak sam kiedyś byłem traktowany.
Kiedyś myślałem że czymś naturalnym i stosunkowo pożądanym jest stan kiedy człowiek stara się zapewnić ludziom wokół coś czego nie miał, czego mu brakowało, coś czego odczuwał deficyt, niedobór. Ale dziś ujawniła się też ciemniejsza strona, wyżej opisane zachowanie kompensujące dawne braki i traktowanie ludzi tak jak człowiek samemu chciałby być traktowanym wymaga dużo siły, samo zaparcia. Dużo łatwiej płynie się z prądem, powiela się zachowania uznawane za częste i powszechne, wszakże nawet śmieci płyną z prądem, czyż nie? I bynajmniej nie chodzi mi tu o samo zjawisko podążania za wielką siła, gdyż może być ono przydatne do oszczędzania sił. Potępiam bezsilne podążanie, bezwład.
Nachodzi mnie więc refleksja, iż pewnie tak wiele na dobrą sprawę od ludzi wokół mnie się nie różnię, jak bardzo bym sam siebie nie oszukiwał, ile bym sobie nie wmawiał że jestem silny, niezależny, że wcale nie pragnę tak bardzo bezwarunkowego wsparcia, emocji, jak bardzo nie próbuję udowodnić sobie że odciąłem się od przeszłości, że poradziłem sobie z nią, że kontroluję swoje uczucia, popędy emocje, że odciąłem się od swoich uczuć, że zagubiłem je gdzieś w sobie. Wychodzi na to że tak długo budowane kłamstwa, cała nawałnica problemów z (na dobrą sprawę) samym sobą w końcu mnie dopadła, jak mocno mi się tym razem oberwie? Jak bardzo poturbowany z tego wszystkiego wyjdę (zakładając że wyjdę, ale raczej tak) i o ile wzmocni mnie (lub być może przerośnie i osłabi?), to wszystko się okaże, w krótszej lub dłuższej przyszłości.
Cały ten wpis był dość emocjonalny, pierwszą część napisałem dość dawno, ale pod wpływem emocji (których już teraz nie czuję tak mocno) [jeśli ją znajdę to dołączę i postaram się skleić obie części w całość, jeśli nie znajdę, to całość którą tu widzicie to druga cześć], druga zaś jest pisana tak na świeżo, że równie dobrze cały dzień mogłem pisać krwią swoje przemyślenia, tak bardzo druga cześć jest świeża, uczuciowa i „może zawierać śladowe ilości wnętrzności (i uczuć wewnętrznych i organów)”. Nie będę całości poprawiał poprawiał pod względem treści czy poprawności. W tym momencie nie dbam nawet o anonimowość. Zaryzykuję, dodaje go w niezmienionej formie, niech się dzieje wola nieba...
P.S. Jeszcze jedno, jeśli czyta to ktoś z moich bliskich, czy to ktoś z rodziny, czy może ktoś z mojego otoczenia (wskazuje łokciem (bo palcem nie można!) swoją klasę), więc taka drobna prośba, nie denerwujcie się na mnie zbyt mocno, za to co tu piszę, i w innych wpisach będę pisał. Zawsze staram się jak najuważniej przyglądać się światu, analizować go, by zrozumieć, z działania pod wpływem emocji rzadko kiedy wynika coś dobrego, więc zwykle z całych sił staram się obserwować wszystko wokół mnie, na tyle ile jestem wstanie, bo są momenty kiedy brakuje mi deficytowego zasobu jakim jest energia, wtedy patrzę miej uważnie, mniej dociekliwie. Ale nie jestem w stanie wytrzymać sam ze sobą, a co dopiero ze wszystkim spostrzeżeniami jaki mi się rodzą w głowie, muszę mieć jakiś sposób na upust tego wszystkiego, więc z góry przepraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz