24 cze 2016

Największy postrach ludzi... - Strach przed nieznanym!

 Witam bardzo serdecznie! Dziś o tym czego większość ludzi, jeśli nie wszyscy, się boi... Czyli o nieznanym! Strach jest nieodłącznym elementem życia wszystkich (znanych nam) istoto, mniej lub bardziej rozumnych. Strach jest naturalną reakcją na coś co może być dla życia lub zdrowia niebezpieczne... Czyli wszystko! Albo inaczej... Brak czegoś może być szalenie niebezpieczny, a mowa tu o informacjach.
 Tak już jest, iż boimy się tego co nieznane, gdyż to co nieznane może być niebezpieczne! Jest to podstawowy mechanizm życia, jeśli dobiera ono dostatecznie dużo bodźców, iż nie wystarcza już zwykłe czucie czegoś, jeśli istota ma dość dużo informacji, że zaczyna je przetwarzać pojawia się postrzeganie świata. Postrzeganie jest niczym innym jak zbieraniem informacji o tym co nas otacza, oraz późniejszym przetwarzaniu tychże informacji. Kiedy pojawia się przetwarzanie informacji pojawia się obawa przed brakiem tychże, no bo jeśli nie wiemy co kryje się za krzakiem, może być tak, iż czyha tam coś niebezpiecznego. Strach zaś jest po to by zwiększyć szansę na przeżycie, no bo jeśli robimy coś niebezpiecznego, a nie musimy tego robić niepotrzebnie ryzykujemy życie własne, jak i niekiedy ciągłość gatunkową.
 W obecnym świecie nic nie jest czarno-białe, tam gdzie mamy poczucie, iż coś jest za darmo, iż nic nie tracimy, tam jest najwięcej ukrytych "haczyków". Działa to również w drugą stronę, jeśli mamy coś co nas dużo kosztuje, a nie widzimy na pierwszy rzut oka zysków, nawet nie zastanawiamy się nad takim posunięciem (jeśli mamy wybór), a niespodziewane pozytywy zawsze są najprzyjemniejsze. Jeśli "piszemy się na coś" gdzie mamy niby jasno postawione warunki, a niespodziewanie (dla nas, gdyż nie zwieliśmy wszystkiego pod uwagę) otrzymamy "coś miłego" niejako ekstra (nie było to ujęte w zyskach i stratach) czujemy iż ugraliśmy więcej niż powinnyśmy, czujemy się zadowoleni ze swojej ciężkiej pracy i cieszymy się zyskami. Lecz niewiele osób (chciałoby się rzec w dzisiejszych czasach, ale czy aby na pewno?) godzi się z myślą iż mają zrobić coś na co niezbyt mają ochotę nie widząc w tym swojego zysku. Czy często widujecie kogoś z nastawieniem "ja niedużo tracę, ledwo pół godziny życia, a bardzo komuś pomogę?", jakoś śmiem wątpić. Dodatkowo często dochodzi właśnie strach. Podróż po malowniczych zakątkach europy, za półdarmo, bo autostopem? Niesamowita i niezapomniana wycieczka w góry ze znajomymi? Brzmi świetnie, ale kiedy pierwsza euforia opadnie zaczynają dopadać nas lęki, niepewność, strach. A co jeśli trafimy na jakiegoś psychola? Albo zaatakuje nas dzikie zwierzę? Zejdzie lawina? Są to rzeczy których nawet statystyką ciężko niekiedy określić, a kiedy chodzi o życie mało kto ufa statystyce. Dlatego ludzie boją się robić rzeczy im nieznane. Jeśli chodzi o ekstrema problem jest nieduży, najwyżej wakacje będą nieco mniej niezapomniane (A może to i lepiej? W końcu ciężko zapomnieć bliskiego spotkania z psychopatycznym seryjnym mordercą, zakładając, iż takowe się przeżyje.), ale jeśli w grę wchodzi coś tak przyziemnego jak np. zjedzenie kebaba, czy pisanie bloga to może być to irytujące.
 Prawdziwe schody zaczynają się jednak kiedy ludzie nie chcą odkryć tego co ich otacza. kiedy nie chcą myśleć nad swoim życiem. Być może znajdzie się ktoś na sali (jeśli w ogóle znajdzie się ktokolwiek) i krzyknie "To przecież nic strasznego! Ja codziennie nad tym myślę! I żyję! Mam się dobrze, nic mi nie dolega.". To dobrze, jednak nie zapominajmy o statystycznym Kowalskim.Statystyczny obywatel nie jest taki dociekliwy, kiedy idą wybory albo kieruje się sympatiami, albo spotami wyborczymi. A nawet jeśli zajrzy do internetu sprawdzi pierwszy link w wyszukiwarce, może czasem drugi i trzeci.
 Skąd to się bierze? Niemal na pewno cześć ludzi jest uwaga... Zbyt przepracowanych. To nie żart, nawet osobie w moim wieku udało się usłyszeć o słynnym "Czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy". Słynne czasy PRLu, gdzie oficjalnie czas pracy wynosił 6 godzin, a praktycznie ludzie przychodzili do pracy pogadać, gdyż przysłowiowej roboty nie starczało dla wszystkich. To już nie są te czasy, teraz niemal nic nie jest "publiczne" (według definicji wielu polaków czytaj niczyje). Nie, teraz niemal wszystko jest prywatne, teraz każdy dba o produkcyjność, o wydajność (z lepszym lub gorszym skutkiem). Teraz oficjalnie czas pracy to 8 godzin, lecz niejednokrotnie jest to 10, 12, niekiedy 14! Co gorsze niekiedy bez zapłaty za nadgodziny, byle tylko utrzymać posadę. Więc taki styrany człowiek wraca do domu, podgrzewa gotowe danie, siada przed telewizorem, aby mieć poczucie iż dostarczona została rozrywka i idzie spać, całą procedurę powtórz. Do takich ludzi nie można mieć pretensji iż nie myślą tyle ile powinni, nie mają czasu ani siły, pretensje można mieć co najwyżej iż nic z takim stanem nie robią (statystycznie).
 Resztę przedstawię w następnym wpisie. Wychodzę z założenia, iż zawsze lepiej pozostawić lekki nie dosty, aniżeli przesyt. Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz